czwartek, 24 lutego 2011

Ekstremalnie.Jadacie? I 7 rzeczy.





Będzie ekstremalnie.Nie dla mnie.Ale osoby wrażliwe proszę o zgaszenie monitora.
To smak mojego dzieciństwa.Wykwintna przystawka,którą podawano na znamienitych stołach.Dzisiaj spotkać ją można w eleganckich restauracjach z tradycyjną polską kuchnią.
Ktoś powie,że to podroby, a te z reguły źle się kojarzą.Ale foie gras to też podroby, a uchodzą za najbardziej wykwintne danie świata!
No dobrze, mowa o móżdżku cielęcym.W moim domu był przygotowywany z jajkiem i cebulą i podawany na grzankach.Stanowił ciepłą przystawkę .Preludium przyjęcia lub obiadu.Czasami z dodatkiem pomidorów.Czasami z koperkiem lub pietruszką i cytryną.Z białym pieczywem i białym winem.



Móżdżek cielęcy zapiekany
500g móżdżku cielęcego
szalotka
ząbek czosnku
 2 żółtka
koperek posiekany
sól i pieprz
masło klarowane
bułka tarta
łyżeczka octu winnego
plasterki cytryny
Mózgi cielęce obrać z błon,wypłukać i wymoczyć w zimnej wodzie z odrobiną octu winnego.
Wypłukać.Na patelni rozpuścić masło i usmażyć mózgi z obu stron.Odłożyć na deskę do krojenia.
 Na łyżce masła podsmażyć szalotkę pokrojoną w kostkę i czosnek.
 Mózgi pokropić,przełożyć do miski.Dodać żółtka,cebulę i czosnek,sól i pieprz. Wymieszać. Dodać koperek pokrojony drobno i wymieszać. 
 Naczynie do zapiekania wysmarować masłem i wysypać tartą bułką. Przełożyć masę,wyrównać.Posypać wierzch bułką tartą.Zapiekać w piekarniku nagrzanym do 200 st.C przez 20 minut.
Podawać z plasterkiem cytryny z białym pieczywem i białym winem.




Jadacie?

Kasia zaprosiła mnie do blogowej zabawy w 7 rzeczy,których o mnie nie wiecie.
 Zgodziłam się, dla Kasi...


1. Już wiadomo,że jadam móżdżek cielęcy zapiekany.Bardzo go lubię,choć coraz trudniej o podstawowy składnik.

2. Lubię nordic walking i jogę. To jedyne formy ruchu, którym systematycznie się  oddaję.
Mogę dodać jeszcze jazdę na rowerze,ale nie 30 km dziennie...

3. Lubię pisać listy  na papierze.Dostawać też.Na tę okoliczność moja przyjaciółka Basia podarowała mi ostatnio piękną papeterię.Stwierdziła,że jestem jedyną znaną Jej osobą,która jeszcze to robi.

4.Lubię uczyć się języków. Od dwóch lat uczę się hiszpańskiego. Mój nauczyciel jest Hiszpanem z Alicante i pracuje w jednej ze znanych warszawskich restauracji.I pytanie- kto zgadnie o czym najczęściej rozmawiamy?

5. Nie lubię się malować.Robię to bardzo rzadko.Mój codzienny makijaż to krem do twarzy,pod oczy,błyszczyk do ust i perfumy.

6. Nie noszę zegarka.Nie lubię ścigać się z czasem.Czas próbuję oswoić i polubić fakt,że upływa...

7.Kocham czytać książki. Czytam namiętnie, jedna po drugiej.W różnych miejscach. Ciągle kupuję nowe.Nie mogę przeżyć dnia bez czytania książki.

Do zabawy zapraszam moją Partnerkę z TU i TAM, Annę-Marię.Choć trochę się już znamy,to cały czas jest dla mnie pełna tajemnic.Tak jest dobrze.Niedopowiedzenia są ważne.
Aniu,jeżeli chciałabyś zdradzić 7 rzeczy, których nie wiem o Tobie, zapraszam Cię do zabawy.

wtorek, 22 lutego 2011

Kolekcja snów i lody z kluczem.




Kolekcjonuję sny.Układam je jeden obok drugiego.Jak najcenniejsze klejnoty.Przytulam,głaszczę i opiekuję się nimi najczulej.Są dla mnie bardzo cenne.Dają wierzyć,że pamięć i oddanie jest właściwą drogą.I nie powinny nigdy ustać.Wszystko co najważniejsze dla mnie jest w tych snach.
Niesamowite obrazy,ukochane twarze.Czasami tylko nie mogę ich dotknąć,ani dogonić.Wiem,że są obok,ale nie możemy się spotkać.Jest to niemożliwe,jak w życiu...
Sny układam starannie,żeby żadnego nie zgubić,nie pominąć. W mojej kolekcji nie może żadnego zabraknąć.
Oglądam je i śnię na nowo,kiedy dłużej nie pojawia się nowy .Śnić ponownie ten sam sen jest bardzo pięknie.
Czekając na kolejny sen.Pamiętając poprzedni.Tulę je wszystkie do serca.
Sny są niezwykle delikatną materią.Trzeba uważać,żeby ich nie spłoszyć.




Mam ochotę na lody wtedy.Zjadam duże ich ilości.
Lody dobieram starannie,jak sny.
Wybór składników nie jest przypadkowy.Jest to jakiś klucz.Klucz trudno przewidzieć i zgadnąć.
Po prostu wiem,że dziś muszą być to te lody.


Lody karmelowe z solonym masłem.

Pralina karmelowa
100gcukru
3/4 łyżeczki soli morskiej fleur de sel lub Maldon
Blachę do pieczenia natłuścić olejem lub wyłożyć ją matą silikonową.
Na patelnię z grubym dnem wysypać równo cukier.Podgrzewać na średnim ogniu, aż zacznie się rozpuszczać przy brzegach.Używając mieszadła odpornego na wysokie temperatury/używam łopatki silikonowej/,mieszać cukier od brzegów do środka aż się całkowicie rozpuści i ściemnieje.Wsypać sól jednym ruchem i nie mieszając ,wylać masę na przygotowaną blachę.Rozprowadzić ją równo i odstawić do ostudzenia.




Masa lodowa
1/2 litra /2 szklanki/pełnego mleka /u mnie tłuste z automatu/
300g cukru /dałam brązowy jasny/
60g solonego masła /u mnie Lurpak/
1/2 łyżeczki soli morskiej /pominęłam,ponieważ przed podaniem posypuję lody solą/
1 szklanka śmietany kremówki
5 dużych żółtek
3/4 łyżeczki ekstraktu waniliowego

Przygotować wysokie naczynie, wypełnione do 3/4 wysokości kostkami lodu i zlać je taka ilością zimnej wody,aby kostki pływały.Wstawić mniejsze naczynie i wlać 1 szklankę mleka.
Skarmelizować cukier tak,jak przy pralinie,zestawić z ognia i dodać masło i sól,aż masło się rozpuści.Dodawać stopniowo śmietanę i mieszać trzepaczką.Mogą powstać twarde kawałki karmelu,ale należy je mieszać na małym ogniu, aż się rozpuszczą.Dolać drugą szklankę mleka i wymieszać.
W misce ubić żółtka i wolno dodawać po trochu ciepłego karmelu stale mieszając. Masę podgrzewać aż zgęstnieje.Wlać ją przez sitko do naczynia z zimnym  mlekiem,dodać wanilię i mieszać całość do schłodzenia.
Wstawić do lodówki na minimum 8 godzin.




Pralinę karmelową rozdrobnić na kawałki - w moździerzu lub za pomocą wałka.
 Masę lodową ukręcić w maszynce do lodów/mieszam hakiem stalowym/.
Pralinę wmieszać do lodów i wstawić do zamrażarki do zamrożenia.
Lody można podawać same lub z sosem Mocha,ze smażonymi jabłkami lub szarlotką.*

Potem sięgam po następne lody.Nigdy nie mam ich dość.

Lody  z oliwą i solą morską.
gelato con olio e sale



Włosi podają w ten sposób lody waniliowe.
Do pucharków nałożyć lody,polać je najlepszą oliwą i posypać solą morską.
 Ja użyłam lodów karmelowych - bez praliny,zrobionych wg przepisu jak wyżej .
Ozdobiłam je świeżym tymiankiem.
Smakują fantastycznie!








Uwielbiam lody z klucza.Za każdym razem klucz prowadzi mnie do innych smaków.


*przepis Davida Lebovitz'a

czwartek, 17 lutego 2011

Jego Zieloność w TU i TAM. Terrine z pomidorową salsą.


Kulinarna pasja, radość gotowania, smakowania i tworzenia, wspólny czas w kuchni - to powody naszych wirtualnych kulinarnych spotkań w TU i TAM.
Anna_Maria z Kucharni i ja, mamy za sobą niejedno już wspólne gotowanie. Ciągle mamy ochotę na więcej i marzą się nam nowe wyzwania.
Z zaciekawieniem obserwujemy też kuchenne poczynania innych blogowych duetów.  A jest ich coraz więcej! Gotowanie to wspaniałe doświadczenie, zwłaszcza jeśli można je dzielić z kimś bliskim.
Już po raz ósmy udało nam się znaleźć czas wyłącznie dla siebie i stanąć wspólnie w naszych kuchniach, by tym razem wziąć pod lupę awokado. O wyborze kulinarnego tematu tym razem ja decydowałam, początkowo sugerując, równie ciekawe bataty. I choć wygrała smaczliwka, szerzej znana pod nazwą awokado, nasze batatowe pomysły mogliście zobaczyć w poprzednim poście. (klik)
A zatem zapraszamy na spotkanie z awokado w dwóch odsłonach.





Terrine z avocado i łososiem z  pomidorową salsą

2 awocado idealnie dojrzałe
200g serka Philadelphia
200g wędzonego łososia w plastrach
ząbek czosnku
2 łyżki świeżych listków kolendry
zielona papryczka jalapeno
sok z limonki
sól



Awocado kroję na pół,wyjmuję pestki,obieram,kroję na kawałki i od razu skrapiam sokiem z limonki .
Dodaję pokrojony czosnek,papryczkę bez pestek , listki kolendry i resztę soku z limonki.Miksuję blenderem na jednolitą masę.Dodaję serek,dosmaczam solą i razem miksuję.
Formę na terrine wykładam folią spożywczą posmarowaną oliwą.Wykładam połowę masy,na niej układam plastry łososia.Przykrywam pozostałą masą.Wyrównuję.Przykrywam folią i pokrywką.Wstawiam do lodówki na kilka godzin,żeby masa dobrze zastygła.*




Pomidorowa salsa

2-3 gałązki pomidorków truskawkowych bardzo dojrzałych
zielona papryczka jalapeno bez pestek
2 szalotki
listki kolendry pokrojone
sok z limonki
sól

Pomidorki przekrawam na pół i wrzucam do miski.Dodaję papryczkę pokrojoną na kawałeczki,szalotki pokrojone w kostkę,listki kolendry.Wlewam sok z limonki i solę.Mieszam całość i wstawiam przykryte do lodówki,aby salsa dojrzała.

Kiedy terrina zastygnie,kroję ją ostrym nożem na plastry i podaję z salsą i tortilla chips.







Jego Zieloność w terrinie sprawdza się znakomicie.
W połączeniu z serkiem i łososiem stanowi pyszne małe danie.
Spróbujcie!

*danie inspirowane przepisem z Kuchni 2/2011
















poniedziałek, 14 lutego 2011

Zupą literatura nie stoi.Krem z pieczonych batatów.




Szanowała go za spokój i opanowanie,z jakim jadł zupę.Gdy miał ochotę na zupę,to prosił o zupę.Czy ludzie się z tego śmiali,czy na niego złościli,zawsze był taki sam.Wiedziała,że jej nie lubi,ale po części właśnie za to darzyła go szacunkiem; patrząc,jak je zupę- ogromny i spokojny w zanikającym świetle wieczora,olbrzym pogrążony w zadumie - ciekawa była.co czuje teraz i skąd się biorą zawsze wyczuwalne zadowolenie i godność(...)* 





Bardzo lubię ten fragment. Bo czy znacie opis zupy w literaturze? Ja chyba nie...Zawsze bohaterowie literaccy delektują się obiadem,podwieczorkiem lub śniadaniem.Piją kawę, herbatę albo likiery.Jedzą dziczyznę, krewetki lub pastę po prostu.Zupy nikt w literaturze nie jada. Nie delektuje się.A zupa na to w pełni zasłużyła! Bo czymże jest świat bez zupy?



Kremowa zupa z pieczonych batatów
porcja na 2 osoby

1 duży słodki ziemniak
1 szalotka
1 ząbek czosnku
2cm korzenia imbiru
kawałek papryczki chilli
pół litra rosołu
oliwa
sól
śmietanka kremówka i kolendra do dekoracji

Ziemniak myję,kroję na pół,smaruję oliwą.Kładę na tacę do grillowania i piekę w piekarniku nagrzanym do 200 stopni C.,aż miąższ będzie miękki.
Na rozgrzaną patelnię z oliwą wrzucam cebulę i czosnek pokrojone na kawałki.Podsmażam ok. 3 minuty.Pod koniec dodaję pokrojony korzeń imbiru i papryczkę chilli.Krótko razem smażę.
Do kielicha blendera wrzucam upieczone i obrane ze skóry słodkie ziemniaki,warzywa podsmażone na patelni i razem miksuję.Masę dodaję do garnka z rosołem.Mieszam i podgrzewam. Dodaję sól.Zagotowuję i wyłączam płytę grzewczą.
Ubijam pól szklanki śmietany kremówki.Zupę rozlewam do misek,kładę łyżką kleksy ze śmietany i listki kolendry.Od razu podaję.


Delektujcie się zupą ze słodkich ziemniaków.
Kremową,słodko-ostrą.
Może kiedyś znajdziecie jej opis w literaturze?

*Virginia Woolf, Do latarni morskiej.

piątek, 11 lutego 2011

Sezonowy blues i czekloladowy lek na poprawę nastroju.






W końcówce zimy i na przedwiośniu nie jest mi łatwo. Z powodu wielotygodniowego braku światła łatwo tracę dobry nastrój i czasami chodzę przygnębiona. To oznaki depresji sezonowej.
Nie żarty...
Mam tak co roku.Poprawić mogłabym to wyjazdem w ciepłe kraje,gdzie słońce jest cały czas.I odbieram to jako niesprawiedliwy dar Natury.Nie mogę przestać zadawać sobie pytanie - dlaczego nie u nas?
Ale wyjechać nie mogłam tej zimy, tak się złożyło.Stawiam na czekoladę.Chyba nie każdy może się jej oprzeć?Ja nawet nie próbuję i jem ją zwłaszcza w taki czas bezkarnie.Jest lekiem obowiązkowym ,zalecanym i należy ją jeść bez wyrzutów sumienia.Jest jeden warunek - musi być to dobra gorzka czekolada.
Jak działa? Cudownie! Zwiększa wydzielanie hormonów szczęścia i serotoniny, która zapobiega depresji.
 Serwuję zatem deser,który pośle precz sezonowego bluesa!





Tarteletki z malinami i czekoladą

Kruche ciasto z całymi jajkami

250g mąki tortowej
100g masła pokrojonego w kostkę,nieco rozmiękczonego
100g cukru,przesianego przez sitko
szczypta soli
2 jajka o temperaturze pokojowej

Usypać na stolnicy górkę z mąki i zrobić w niej wgłębienie.Wrzucić do niego masło, wsypać cukier puder i sól.Wymieszać te składniki czubkami palców.
Stopniowo zagniatać mąkę do środka i mieszać palcami,aż ciasto zacznie tworzyć grudki.
znowu zrobić wgłębienie i wbić w nie jajka.
Wyrabiać ciasto czubkami palców,aż będzie zwarte.
Gdy składniki dobrze się połączą,ugniatać dłonią do gładkości.
Utoczyć z ciasta kulę, zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na 1-2 godziny przed użyciem.



Na tarteletki wziąć 250 g ciasta,resztę można zamrozić
250 g malin/dałam mrożone/
200ml śmietany kremówki
200g czekolady Lindt z chilli połamanej na kawałki
50g masła pokrojonego w kostki

Ciasto rozwałkować,wylepić nim foremki na tarteletki.Wstawić do lodówki na 20 minut.
Nagrzać piekarnik do 190 st.C.Nakłuć ciasto widelcem.Wyłożyć pergaminem,wysypać fasolę.Piec ok.20 minut.Wyjąć foremki, usunąć fasolę i papier,obniżyć temperaturę pieczenia do 180 st.C i piec ciasto kolejne 5 minut.Wyjąć z pieca.Pozostawić do ostygnięcia i wyjąć tarteletki z foremek.

Polewa czekoladowa:
W rondlu o grubym dnie zagotować śmietanę na średnim ogniu.Zdjąć z ognia, dodać czekoladę i ubić na gładką masę.Nadal miksując dodać po kawałeczku masło.

Na ostudzone tarteletki wyłożyć zamrożone maliny pokruszone na kawałki.Zalać je polewą.Zostawić do ostygnięcia.Można przedtem udekorować całymi malinami,a przed podaniem posypać cukrem pudrem*




Czekolada pobudzi hormony szczęścia,chilli rozgrzeje i wzmocni układ odpornościowy.
Lek dozować w dowolnej ilości.Nie grozi przedawkowaniem.


*przepis na tartę z malinami i czekoladą z książki M.Roux Ciasta pikantne i słodkie.
Czekoladę gorzką zamieniłam na gorzką z chilli.

wtorek, 8 lutego 2011

Pochwała ułomności? I miska dobrej zupy.






Należy swoje ułomności nosić jak szaty królewskie, ze spokojem.Jak aureolę,którą lekceważymy,że jej nie dostrzegamy.
Tylko sylwetki ułomnych nie rozmywają się w mętnej przejrzystości atmosfery.
Piękno jest cudowną ułomnością formy.*

Cesar Moro, Amour a mort

I co Wy na to?




Zupa z roszponki z grzankami i kozim serem
na 4 porcje
opakowanie roszponki
60 dkg ziemniaków,obranych i pokrojonych w kostkę
pół litra rosołu
100ml śmietanki kremówki
kieliszek białego wina
duży ząbek czosnku
sól i pieprz

Grzanki
4 kawałki bułki
4 plastry rolady z serka koziego
kilka gałązek tymianku
oliwa


Przygotowane ziemniaki gotuję do miękkości w rosole.Na minutę przed końcem wrzucam pokrojony czosnek i roszponkę.Zdejmuję z ognia i miksuję za pomocą blendera.
Dolewam śmietanę i wino,dosmaczam solą i pieprzem .
Trzymam na ciepłej płycie,nie gotuję.
Na patelnię wlewam oliwę,kiedy się rozgrzeje kładę kawałki bułki.Przewracam na drugą stronę i na każdy kładę plaster rolady i gałązkę tymianku.Przykrywam pokrywą i trzymam na małym ogniu,aż ser się trochę rozpuści.Zupę rozlewam do misek,podaję z grzankami.



Nie ma nic lepszego, niż miska dobrej zupy w dobrym Towarzystwie.
Koniecznie spróbujcie!

*cytat pochodzi ze wstępu do książki M.V.Llos'y Pochwała macochy

sobota, 5 lutego 2011

Bezdroża samotności.Ceviche.






Lubię czasami samotność.Czasami mi ona doskwiera.Nie potrafię być permanentnie samotna. Brak mi ludzi, spotkań,rozmów,wspólnych chwil przy stole.Samotność pomaga mi wsłuchać się w siebie, zadawać sobie pytania i znajdować na nie odpowiedzi,rozumieć,poznawać i wracać do świata .
Czasami spotkanie kogoś porusza najgłębsze pokłady mojej wrażliwości.Nie potrafię się z tego wyzwolić.Wolę wtedy samotną kawę,samotny seans w kinie, samotny spacer.
Bezdroża samotności są niepojęte.A granice czasami płynne.Bo można być samotnym wśród innych, i to może bardzo boleć.Samotność można wybrać jako stan ducha i być szczęśliwym.
Czytam w ,Listach' Mrożka:,,To prawda,że raczej unikam ludzi,ale nie z nielubienia,tylko dlatego,że jestem na ludzi wrażliwy i dla mnie każde spotkanie,nie mówiąc już:uwikłanie,choćby najbłahsze i najbardziej codzienne,jest szokiem."
Jaka jest Wasza samotność?



Ceviche wywodzi się z Peru.
Peruwiańczycy używają do ceviche białej ryby.
 Mięso ryby powinno być dokładnie umyte w zimnej i osolonej wodzie, potem w niesolonej.
Następnie pokrojone na małe kawałki delikatnie, aby nie ugniatać ryby.Naczynia używane do marynaty powinny być szklane lub porcelanowe.Sok z limonki do ceviche wyciskany ręcznie.Mięso ryby polewane jest sokiem z limonki i posypane grubą solą morską.Czas marynaty zależy od mięsa ryby.Niektóre mięso marynuje się pół godziny,inne całą noc.
Gotowe mięso na ceviche powinno mieć jasny kolor, bez czerwonych miejsc.
Peruwiańczycy podają ceviche z czerwoną cebulą i ostrą zieloną papryką, w towarzystwie ziaren kukurydzy i gotowanych batatów.Unikają połączenia z innymi czerwonymi warzywami.




Ja nazywam ceviche peruwiańskim sushi.
Pierwszy raz jadłam ceviche /nie pamiętam ile lat temu/,przyrządzone przez znajomą, która wróciła z Peru. Od razu się zakochałam.
Moja wersja jest bardziej kosmopolityczna,nieco orientalna, choć za każdym razem przygotowuję ją z innymi dodatkami. Nie unikam czerwonych warzyw.
Najczęściej wybieram grenadiera lub łososia.
Jeżeli kawałek ryby jest gruby, marynuję go w lodówce całą noc.


Ceviche z łososia i krewetek
na dwie porcje
bardzo świeży stek z łososia ok. 30 dkg
świeże średnie krewetki - ilośc wg. uznania, u mnie 8sztuk
1 dojrzałe duże avocado lub dwa mniejsze
pomidorki cherry - żółte i zielono-czerwone
papryczka chilli,kawałek bez pestek
kilka limonek 3-4
2 szalotki
listki kolendry
gruba sól morska
pół kieliszka whisky


Rybę myję dwa razy w osolonej wodzie i raz w wodzie bez soli - zimnej.Delikatnie kroję w kostkę.Krewetki obieram z pancerzyków. Wyrywam szarą nitkę i tak samo myję jak rybę.Wkładam do szklanej miski.Posypuję grubą solą morską i papryczką chilli pokrojoną w kostkę.Zalewam sokiem z trzech limonek.Przykrywam szczelnie i odstawiam do marynowania. U mnie trwało to całą noc.
Miskę wyjmuję z lodówki. Avocado obieram i od razu skrapiam sokiem z limonki.Kroję w kostkę.Pomidorki kroję na połówki.Szalotki w kostkę.Kilka gałązek kolendry na kawałki.Mieszam razem w misce.
Dodaję rybę i krewetki z marynaty razem z papryczką chilli.Delikatnie mieszam.Skrapiam whisky.Rozkładam do szklanych pucharków.Dekoruję odłożonymi krewetkami i całymi listkami kolendry.
Jemy z dobrym chlebem i masłem.Popijamy białym winem.



 To moja wersja ceviche.Bardzo mi odpowiada.
Ciekawe co na to Peruwiańczycy...






środa, 2 lutego 2011

Chleb z mąką ryżową czyli radość pieczenia z Alą.




Zaczęło się od naszych rozmów o mące ryżowej. Zapytałam Alę,czy piekła jakiś chleb z ryżową. Bo ja tylko do placków i naleśników ją używam. Ala,że tak, dawno już,ale pamięta,że ten chleb był pyszny.I przysłała mi link.I zaproponowała,żebyśmy upiekły ten chleb razem.Co to za radość pieczenia z Alą!
I upiekł się. Puszysty,mięciutki i pyszny.Na ten chleb trzeba poświęcić dwa dni,ale warto.Na drugi dzień jest równie świeży,choć u mnie na następny dzień niewiele już zostało. Zjedliśmy prawie cały lekko ciepły, z masłem.



Przepis podaję za Petrą z moimi uwagami niżej.

Chleb z mąki ryżowej
Brot mit Reismehl

Zaczyn:
100g mąki pszennej typ 812
65g wody
3g świeżych drożdży
2g soli

Ciasto zaparzane:
270g wrzącej wody
90g mąki ryżowej

Ciasto właściwe:
410g mąki pszennej typ 812
200g wody
360g mąki zaparzonej
15g świeżych drożdży
115g ciasta fermentowanego /zaczyn/
29g oleju słonecznikowego
16g soli
mąka do posypania blatu

1.Połączyć składniki zaczynu.Zagnieść ciasto.Przykryć i zostawić na 1-2 godziny w temperaturze pokojowej.Wstawić do lodówki, przechowywać do 48 godzin.

2. Do naczynia żaroodpornego wsypać mąkę ryżową,zalać wrzącą wodą i natychmiast wymieszać trzepaczką.Pozostawić do wystygnięcia.Przechowywać w lodówce.



3.Do miski wsypać mąkę pszenną 812,dodać drożdże rozpuszczone w wodzie,zaparzoną mąkę ryżową i zaczyn.Mieszać 4-5 minut na poziomie 1.Dodać olej i mieszać kolejne 4-5 minut na poziomie 2. Pod koniec dodać sól.
Przełożyć ciasto do naoliwionej miski,przykryć i zostawić na 75-90 minut.Po 40 minutach ciasto zagnieść.
Przełożyć ciasto na blat podsypany mąką i zostawić na chwilę,żeby odpoczęło.Następnie uformować dwa bochenki, ułożyć je na papierze do pieczenia.Zostawić na 30 minut pod przykryciem.
Piekarnik z kamieniem nagrzać do 225 st.C.
Chleby naciąć.Do piekarnika wstawić naczynie z wrzącą wodą. Położyć chleby na kamień.Piec 15 minut.
Usunąć naczynie z wodą, a chleby zdjąć z papieru.Piec ok. 40 minut.
Upieczone chleby wyjąć z pieca i studzić na kratce.


Moje uwagi:
Użyłam mąkę pszenną chlebową 650.Ani zaczynu, ani zaparzonej mąki ryżowej nie wstawiałam do lodówki, tylko zostawiłam w temperaturze pokojowej.
Po 24 godzinach zagniotłam ciasto na chleb, zostawiłam pod przykryciem 2 godziny i wstawiłam na noc do lodówki.Na drugi dzień doprowadziłam ciasto do temperatury pokojowej,uformowałam chleb i zostawiłam go jeszcze na 2 godziny.


Chleb jest bardzo łatwy i pyszny.Ma cudownie chrupiącą skórkę.
Polecam miłośnikom domowego pieczywa.